Ju-87

Za górami, za lasami, stał sobie Sztukas w stodole zabitej dechami…

W zasadzie, to nie za górami i lasami, a pod Innsbruckiem, nie G a D i nie rozbebeszony, a całkiem kompletny, stał Sztukas, którego znaleźli Jankesi. Obok zresztą pasły się, przez nikogo nie niepokojone, Me-262.

 

 

Nie przepadam za niemieckimi maszynami, ale taka w wersji „captured” mi się spodobała. Nie ma na niej co prawda alianckich znaków przynależności, ale wydźwięk scenki jest jednoznaczny- ten pan już nigdzie nie poleci.

Zacząłem opracowywać koncepcję i sklejać Sztukasa w 2016 roku. Za głównego bohatera posłużył mi, dość nowy wtedy, wypust Italeri- Ju-87G-2. Skusił mnie brak konieczności wycinania silnika, ponieważ w modelu można zrobić jego miniaturę w wersji widocznej (coś tam nie ten tego jest z pokrywami- mam wrażenie, że włosi źle zaproponowali ich podział po zdjęciu, ale tu kwestia dla znawców). Drugim ważnym aspektem były działka. DZIAŁKA przez wielkie D. Te dwie kolumbryny podwieszone pod skrzydłami wyglądają, moim skromnym zdaniem, epicko. Tu należy dodać, iż wymieniłem lufy na toczone, z ładniutkimi hamulcami. Model sporo czasu przeleżał w szafie w formie półproduktu. Sklejał się dość przyzwoicie- problem pojawił się u mnie przy wiatrochronie, ale trochę kombinatoryki i udało się go spasować. Z resztą, w finalnej prezentacji i tak został on zakryty szmatą. Całość pomalowałem farbami Billmodel, położyłem fabryczne kalki (swoją droga bardzo dobrej jakości, dobrze reagujące na płyny MicroScale) i przybrudziłem trochę mieszanką produktów MIG, AK itp…

Kolejnym bohaterem jest Willys firmy Tamiya. W zestawie znalazłem również kilka figurek i parę gratów. Wybrałem dwie figurki oraz trochę bambetli na pakę.

Na wystawie w Bytomiu w 2016 roku dostałem set Verlindena z niemieckimi gratami jak silnik w skrzyni, skrzynki narzędziowe itp. Stół warsztatowy oraz drabina pochodzą ze starego zestawu ICM.

Po skończeniu modeli zabrałem się za podstawkę. Szopa wykonana została z balsy a jej dach z tektury falistej. Podłoże to gips, piasek dla szynszyli oraz drobne kamyczki- wszystko klejone na Gravel and Sand Fixer. Posadziłem trawkę elektrostatyczną i całość ożywiłem gotowym drzewkiem kupionym w Martoli (nie pamiętam producenta).

Zwieńczeniem jest malunek białą farbą na ścianie szopy- „Kilroy was here!” który pochodzi od pewnego… albo nie, genezy poszukajcie sobie sami, bo to ciekawy element, który na stałe wszedł do popkultury 😊

Zapraszam do oglądania.

Tekst i zdjęcia Paweł Siemaszko

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*