Wstęp
Od wielu dekad, jazda samochodem z rozpoznawalną na całym świecie gwiazdą na masce jest wyznacznikiem luksusu i dobrobytu. Niewątpliwie spojrzenie to podzielali niemieccy oficerowie w czasie drugiej wojny światowej, którym w ramach uzupełniania wojskowych środków transportu zaczęły przypadać rekrutowane z cywila, nie tylko zwykłe samochody, ale także prawdziwe ówczesne limuzyny.
Taki los przypadł w udziale również prezentowanemu tu Mercedesowi 770K, samochodem tego typu w roku 1939 Hitler wspólnie z Mussolinim przejechali przez Monachium, jednak większość ze rekrutowanych egzemplarzy zmagała się z iście wojennymi warunkami na frontach drugiej wojny świtowej. Tak właśnie przed przystąpieniem do prac nad modelem wdziałem moją „sztabówkę”.
Budowa
Mercedes 770K – ICM skala1:35. Z mojego doświadczenia wynika, że ukraiński producent potrafi być dość nierówny jeśli chodzi o jakość swoich produktów. Nie miałem wcześniej zbyt dużego doświadczenia z jego modelami samochodów – ten jest moim pierwszym. Jednakże modele lotnicze potrafiły przysporzyć rozczarowań. Podchodząc do sprawy lekko asekurancko uległem pozytywnemu zaskoczeniu. Zestaw, jak na tej wielkości model, składa się z zauważalnej ilości elementów. W większości bez zastrzeżeń. Dla mnie poniżej dopuszczalnego poziomu był charakterystyczny znaczek marki przewidziany do zamocowania na masce pojazdu oraz maszty charakterystycznych dla oficjeli proporczyków. Uznałem, że budując model pojazdu frontowego mogę spokojnie z tych elementów po prostu zrezygnować. Bardziej wymagający modelarze mogliby pokusić się o wymianę kalkomanii zegarów na desce rozdzielczej – ogólnie kalkomanie w zestawie są dość słabe. Decydując się na odsłonięcie silnika warto wzbogacić go o chociażby kable zapłonowe co uczyniłem i ja. Producent dość interesująco przygotował podwozie samochodu wraz z jednostką napędową, ich zaprezentowanie w gotowym modelu stanowi sporą pokusę.
Montując model zdecydowałem się podzielić go na dwa podzespoły – podwozie i nadwozie. Osobno je kleiłem i malowałem, ostatecznie skleiłem podczas brudzenia. Zdecydowanie ułatwiło to wszystkie powyższe czynności, a technologiczny podział modelu wcale w tym nie przeszkadzał. Uwagi wymaga montaż zasadniczej części nadwozia, podłogi, tyłu, wszystkich drzwi i przodu kabiny pasażerskiej – praktycznie na raz trzeba skoordynować wszystkie elementy ze sobą, aby uzyskać zadowalający efekt. Wówczas wystarczy jedynie odrobina szpachlówki na niektórych łączeniach, a starcie jej nadmiaru wacikiem ze zmywaczem do farb akrylowych firmy Wamod lub debonderem załatwia sprawę i otrzymujemy piękną klasyczną sylwetkę tego samochodu. Decydując się na wykonanie modelu z otwartą maską warto zwrócić uwagę na geometrię przedniej części nadwozia – przymocowanie pod odpowiednim nachyleniem części stanowiącej przednie nadkola wraz z atrapą chłodnicy, tak by po zmontowaniu całości samochodu, nakładane skrzydła maski, odpowiednio na nim leżały.
Malowanie
Malowanie rozpocząłem od silnika i jego komory. Ten pierwszy zagruntowałem matową czarną farbą, a następnie na przemian malowałem aerografem cienkimi warstwami ciemnych metalizerów Model Master i przecierałem metodą suchego pędzla jaśniejszymi odcieniami. Wnętrze komory silnika po prostu pomalowałem kolorem aluminium Model Master. Wszystko następnie brudziłem czarną i ciemno brązową farbą olejną dla plastyków, rozpoczynając na dość rzadkim washu, a kończąc na wykonywaniu twardym pędzlem zacieków i zachlapań, poprzez „strzelanie z palca” owym pędzlem zanurzonym w lekko rozcieńczonej farbie.
Wykonując kabinę pasażerską zdecydowałem się na pokrycie skórzanych elementów folią aluminiową celem podkreślenia faktury oryginalnego materiału. W tym celu pokryłem odpowiednie części modelu klejem do foli aluminiowej firmy Microscale o nazwie Micro Metal Foil Adhesive. Po jego zastygnięciu przykleiłem folię, dogniatając ją wacikiem higienicznym oraz odciąłem jej nadmiar. Rozwiązanie jest o tyle problematyczne, że pomimo zastosowania na oklejonych folią elementach podkładu samochodowego w aerozolu, farba trzyma się ich stosunkowo słabo i łatwo odpada podczas kolejnych prac. Malowanie elementów wnętrza rozpocząłem od pokrycia ich farbą Tamiya X-9 Brown, następnie dość gęstym washem z ciemnej farby olejnej dla plastyków, którego nadmiar starłem po częściowym zaschnięciu grubym miękkim pędzlem. Całość zabezpieczyłem satynowym lakierem Gunze.
Po skompletowaniu kabiny można było przystąpić do prac nad zasadniczym malowaniem pojazdu. Zamaskowałem taśmą Tamiya wnętrze, zaklejając jej paskami wewnętrzne krawędzie obrysu kabiny – nie planowałem w kolejnych etapach zbyt intensywnie niczego rozpylać, uznałem to więc za wystarczające rozwiązanie. Ponieważ na modelu nie użyłem za wiele szpachlówki, ani innych materiałów o zróżnicowanej kolorystyce, mogłem odpuścić sobie podkład wyrównujący kolor. Rozpocząłem od klasycznego preshadingu na załamaniach bryły i łączeniach takich elementów jak maska czy drzwi. Wykonałem go farbą Tamiya X-9 Brown. Kolejnym krokiem było wypełnienie powstałej kratki docelowym kolorem nadwozia – użyłem tu farby Tamiya XF-57 Buff. Następnie tym samym kolorem przygasiłem linie preshaidingu, wyrównując koloryt całości pojazdu. Wzorując się zasadami color modulacji przystąpiłem do wykonania rozjaśnień – znowu ten sam kolor ze znacznym dodatkiem bieli – posłużył mi do rozjaśnienia wypukłych, odstających elementów bryły oraz rozjaśnienia ku górze bocznych płaszczyzn takich ja drzwi. Kładąc kolor zasadniczy pojazdu z premedytacją podmalowywałem lekko pomalowane wcześniej elementy metalowe, wszak model przestawia pojazd przemalowywany pośpiesznie w warunkach, najprawdopodobniej, polowych. Ciężko tu mówić o precyzji z fabryki Mercedesa. Następnie wykonałem wężyki kamuflażu kolorem RLM 82 z palety Gunze H. Otrzymałem w rezultacie dość jasny kolorystycznie model, było to jednak zamierzone z racji kolejnych kroków.
Brudzenie
Ten etap rozpocząłem od washa, którym zapuściłem jedynie linie podziału elementów oraz podkreśliłem detale modelu. Użyłem do tego mieszanki olejnych farb czarnej i brązowej, rozcieńczonej rozcieńczalnikiem Humbrola. Miksturę nakładałem pędzlem 00 wyłącznie w przewidzianych miejscach. Następny krok mocno wpłynął na wygląd modelu. Rzadki wash z brązowej farby olejnej i dość delikatnego rozcieńczalnika jakim jest spirytus mineralny, położony równomiernie na całości modelu sprawił, że wszystkie barwy lekko ściemniały i uległy lekkiemu stonowaniu. Etap ten sprawia, że ciężko przesadzić z jasnością przy kładzeniu głównych kolorów. W razie potrzeby zawsze można model pokryć kolejną warstwą takiego washa. O wiele ciężej poprawić model pomalowany zbyt ciemno. Gęściejszym washem potraktowałem podwozie modelu, zarówno samą ramę jak i spod nadwozia oraz koła o wcześniejszym pomalowaniu opon. Skoro zdecydowałem się wykonać model w „konwencji pancernej” nie mogło zabraknąć standardowych obić. Wykonałem je dość delikatnie i w umiarkowanej ilości na odstających i odsłoniętych elementach pojazdu kawałkiem gąbki z minimalną ilością czarnej farby akrylowej. Podobne obicia jednak mocniejsze i z wykorzystaniem różnych brązowych i rdzawych kolorów wykonałem na układzie wydechowym. Ostateczne brudzenie modelu wykonałem suchymi pastelami. Starte ostrzem skalpela różne odcienie wpierw posłużyły mi do brudzenia podwozia. Wpierw pokryłem je Pigment Fixerem firmy MIG kładzionym za pomocą aerografu przy niskim ciśnieniu powietrza, następnie pędzlem wklepywałem na przemian różne odcienie pasteli. Powtarzając ten zabieg w odwrotnej kolejności – najpierw pastele, potem Fixer – uzyskiwałem zróżnicowane efekty, których mnogość potęgowały zmiany kolorów pasteli.
Z wierzchu postąpiłem dość podobnie, jednak zdecydowanie delikatniej. Wklepywałem pastele po uprzednim zwilżeniu Fixerem, tam, gdzie zazwyczaj na samochodowych nadwoziach osiada pył z drogi. Nadmiar pasteli ścierałem pionowo twardym pędzlem nawilżonym w Pigment Fikserze. Uzyskiwałem w ten sposób płynne przejście pomiędzy czystym a brudnym nadwoziem oraz charakterystyczne pionowe strugi na zabrudzonych powierzchniach samochodu. Jedynie z progami postąpiłem tak jak z podwoziem, wszak to jedyna cześć nadwozia po której chodzono. Ostatnim akordem było zakurzenie przedniej szyby, zdecydowałem się zrobić to w sposób ukazujący zakres działania wycieraczek. Wycięte z taśmy półkola przykleiłem w sposób zasłaniający obszar szyby, po którym przemieszczała się pracująca wycieraczka. Następnie z aerografu naniosłem mocno rozcieńczoną farbę XF-57 Buff, pozwalając jej na zrobienie drobnych zacieków. Zdjąłem maski i gotowe. Jak na mój gust efekt ten wyszedł mi lekko za mocno, jednak z całości prac jestem zadowolony.
Reasumując
ICM przygotował model, który będzie interesującym zarówno dla modelarzy wykonujących cywilne pojazdy, sympatyków piękna klasycznych sylwetek jak i pancerniaków szukających lekkiej odskoczni od swoich pudełkowatych czołgów. Warianty wykonania modelu ze złożonym, rozłożonym dachem, podniesionymi lub opuszczonymi szybami, otwartymi drzwiami, odsłoniętym silnikiem sprawiają, że można go na wiele sposobów wkomponować w nie jedną ciekawą dioramę. Mam nadzieję, że jeśli przyjdzie mi się kiedyś zmierzyć z innymi samochodami tego producenta, będę równie usatysfakcjonowany jakością modelu.
Tekst i zdjęcia: Bartek Karpiński (Slash)
ICM … rosyjski producent potrafi być dość nierówny
Bartek, ICM jest ukraińską firmą, nie rosyjską…
Dzięki Tomku, już poprawiłem w opisie.