Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie
Dęblin to siedziba słynnej „Szkoły Orląt”, która wykształciła wielu znakomitych pilotów. Miasto od wielu lat silnie związane jest z lotnictwem, w 2011 roku na terenie bazy utworzono Muzeum Sił Powietrznych. Co roku w drugiej połowie sierpnia jadę na urlop
w Bieszczady, a Dęblin znajduje się prawie na trasie, postanowiłem więc nadłożyć trochę drogi i zwiedzić muzeum. 15 sierpnia miała odbyć się defilada w Warszawie, zastanawiałem się, czy nie zacząć urlopu później, żeby ją zobaczyć, ale odstraszyły mnie tłumy widzów i fakt, że i tak pewnie niewiele byłoby widać. W przeddzień, czyli 14 sierpnia ruszyłem w drogę.
Muzeum prezentuje się bardzo fajnie, widać, że cały czas jest w rozbudowie. Kasa biletowa to na razie prowizorka, ale na otwartej przestrzeni podziwiać można dużą ilość samolotów i śmigłowców. Eksponaty są na ogół w dobrym stanie, choć czasem śmigłowce nie mają wirnika, samoloty silników, a An-2 nie ma poszycia płóciennego. Ten ostatni przykład jest jednak raczej pozytywny, bo można obejrzeć wewnętrzną konstrukcję skrzydeł i wiele innych, ciekawych detali. Przeważają MiGi, Su i Mi, są też Iskry, Orliki
i Bies, a tak trochę z boku znalazłem ex-belgijskiego Mirage. Ponadto prezentowane są różne pojazdy, rakiety, stacje radiolokacyjne i inne.
Są również dwa małe zadaszenia, w jednym z nich jest symulator lotu imponującej wielkości. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że ma on podobne możliwości, co dzisiejsza gra-symulator na laptopie. Od czegoś jednak trzeba było zacząć, niemniej jednak ogromne wrażenie robi postęp jaki dokonał się w tej dziedzinie. Drugie zadaszenie to wystawa podwieszeń lotniczych i plansz z sylwetkami samolotów.
Kolejny fragment wystawy to hangar, w którym znajdują się silniki, uzbrojenie, wyposażenie, gabloty oraz samoloty: An-2, Orlik i Junak-3. Kiedy ustawiłem aparat do zdjęć w pomieszczeniu, nagle usłyszałem dźwięk silników odrzutowych. Natychmiast wyskoczyłem na zewnątrz i zobaczyłem Iskry, które kilkakrotnie przeleciały w szyku. Zdążyłem przestawić aparat i zrobić kilka zdjęć. Kiedy miałem wracać do hangaru okazało się, że lądują one na lotnisku. Podchodziły do lądowania od strony muzeum, mogłem więc zrobić zdjęcia w komfortowych warunkach. Ku mojemu zdziwieniu do lądowania kolejno zaczęły podchodzić CASY, Herculesy, M28 i Orliki, czyli większość samolotów, które ćwiczyły do defilady w Warszawie. Można powiedzieć, że sporą jej część widziałem w komfortowych warunkach. W jakiejś krótkiej przerwie wlazłem na jeden z eksponatów, czyli schody do obsługi samolotów (nie były ogrodzone), żeby mieć lepszą pozycję.
Jak już trochę ochłonąłem, dokończyłem zwiedzanie hangaru i udałem się w dalszą drogę. Serdecznie polecam odwiedziny w Dęblinie wszystkim pasjonatom lotnictwa, bo ekspozycja jest bardzo ciekawa i warta obejrzenia. Myślę, że wrócę tam za kilka lat.